Zacznijmy od początku. Całe to zamieszanie z MZ i NFZ wymaga wyjaśnienia podstaw. Do pewnego czasu środowisko medyczne korzystało z opisów łacińskich problemów zdrowotnych, z czasem poszczególne państwa przechodziły na język rodzimy. Spotkałem się z ciekawym argumentem na rzecz posługiwania się łaciną w medycynie: lekarze (nie tylko różnych narodowości) mogli swobodnie porozumiewać się przy pacjencie i osobach postronnych, zachowując tajemnicę lekarską.
Medycyna w Polsce okazała się bardziej przywiązana do języka łacińskiego niż Kościół Katolicki, ponieważ jeszcze kilkanaście lat temu powszechnie funkcjonowały w dokumentacji medycznej łacińskie opisy rozpoznań. Oczywiście ICD nie wyklucza łaciny i posiada swoją wersję językową również w tym języku.
Słownik ICD-10 (Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób) powstał z potrzeby ujednolicenia klasyfikacji jednostek chorobowych. Początki naukowego podejścia do statystyki chorób sięgają XIX wieku i związane są z pracą Williama Farra (1807–1883) w Generalnym Biurze Statystycznym Anglii i Walii, założonym w 1837 roku, chociaż już wcześniej istniały próby takiej systematyki (François Bossier de Lacroix (Sauvages), Karol Linneusz, William Cullen).
Światowa Organizacja Zdrowia podjęła się opracowania i dalszego rozwijania systematyki i nazewnictwa poprzez przyporządkowanie do terminologii medycznej kodów, mających ułatwić organizację pracy, stawianie diagnoz i prowadzenie nie tylko medycznych badań statystycznych. Wersja 10 powstała na podstawie modyfikacji ICD-9-CM, która posiadała już zbyt wiele ograniczeń. Polskiego tłumaczenia dokonało CSIOZ (Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia) dzięki udzieleniu przez WHO praw do tłumaczenia i publikacji. Wersja 10 słownika czyli ICD-10 opracowana przez WHO obowiązuje w Polsce od roku 1996, wydanie z 2008 roku dostępne jest na stronie CSIOZ:
Wydaje się to być oficjalnym dokumentem, na którym powinny się opierać inne decyzje. Tymczasem Ministerstwo Zdrowia nie skorzystało z najnowszej, w chwili decyzji, wersji słownika, ale ze starszej i tę wskazało jako obowiązującą w Polsce.
Różnice może są niewielkie, ale uciążliwe, np. publikacja ICD-10 zawiera szczegółowy opis rozpoznania K85 wraz z rozszerzeniami po kropce i nie ma tam śladu rozpoznania D53.3, przekazanego w rozporządzeniu MZ w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego. Różnic pomiędzy tym, czym posługują się oficjalnie świadczeniodawcy, a co publikuje CSIOZ za WHO jest więcej. W samym tekście rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 29 sierpnia 2009 r. w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego (Dz.U.Nr140,poz.1143) jest tylko krótki zapis: §3.1. Wykaz świadczeń gwarantowanych określa załącznik nr 1 do rozporządzenia.
Stąd moje pytanie:
Jakim źródłem posługiwało się Ministerstwo Zdrowia publikując słownik „świadczeń scharakteryzowanych rozpoznaniami” i dlaczego podjęło taką decyzję? Dlaczego w tekście rozporządzenia nie ma wskazania, z jakiej wersji słownika skorzystano?