Macie czasem wrażenie, że nasza rzeczywistość przecina się momentami ze światami równoległymi? Znienacka pojawia się informacja dotycząca całkiem innej rzeczywistości. W innym świecie, funkcjonuje np. Elektroniczna Karta Pacjenta! To nie żart – zamieszczam w całości publikację, która niechcący „wyciekła” do nas stamtąd.
Komentarze pochodzą już z naszego świata.
Największy system informatyczny w Polsce ruszy bez testów, z opóźnieniem i po zastrzyku 74 mln zł od resortu finansów. Przez ciąg błędów urzędników
Michał Janczura, TOK FM, 24.07.2015 12:00
1 listopada rusza elektroniczne konto pacjenta, czyli pierwszy element systemu informatycznego, który ma zmienić ochronę zdrowia – ustalił reporter TOK FM. Problem w tym, że powinien działać już od kilkunastu miesięcy i zdecydowanie mniej kosztować. Nieprawidłowości przy tworzeniu e-konta oraz innych elementów systemu kosztowały budżet dziesiątki milionów złotych, a i tak nie ma pewności, że system od razu zadziała.
Tylko w 2015 roku Minister Finansów musiał w trybie awaryjnym dorzucić na realizację systemu informatyzacji ochrony zdrowia prawie 75 milionów złotych. Wszystko przez opóźnienia, błędy, problemy z przetargami.
Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia miało na realizację projektu kilka lat, ale najważniejszą część spajająca wszystkie pozostałe trzeba zrobić w 10 miesięcy. Projekt miał być w zdecydowanej większości finansowany ze środków unijnych, ale Unia za opóźnienia płacić nie będzie. Dlatego trzeba było przyśpieszyć.
Co gorsza, w listopadzie rozpocznie się poważna operacja na żywym organizmie, bo system, który jeszcze nie powstał, nie będzie wcale testowany. – Nie ma na to ani czasu, ani środków. Wszystko wyjdzie w praniu – mówi TOK FM pracownik CSIOZ. Przypomnijmy więc, że mamy do czynienia z niezwykle wrażliwymi danymi, bo e-konto to zbiór informacji o pacjencie, historii jego chorób i leczenia.
Nieprawidłowości już na początku
Praca nad tym ogromnym projektem od początku budziła zastrzeżenia. „Elektroniczna Platforma Gromadzenia, Analizy i Udostępniania Zasobów Cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych” P1, realizowanego przez Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia, miała działać już w 2014 roku. Gdyby tak było, to już dziś skierowania, recepty i cała nasza dokumentacja medyczna byłyby w postaci elektronicznej.
A nie są i przynajmniej do 2017 roku nie będą powszechne i obowiązkowe.
NIK wytyka błędy
TOK FM dotarło do najnowszego raportu NIK, który jak na dłoni pokazuje całą historię tworzenia systemu i związane z tym zamieszanie. Wytyka też błędy i kolejne opóźnienia, które w dodatku sporo kosztują.
Nieprawidłowości uwidoczniły się już w 2013 roku. Przeprowadzona wtedy kontrola wykazała, że na początku prac nad systemem zawiniły obie zainteresowane nim instytucje.
Po pierwsze Ministerstwo Zdrowia, które nie wydało żadnego z 16 potrzebnych rozporządzeń, po drugie CSIOZ, które popełniło fatalne w skutkach błędy w procesie przetargowym. W czerwcu 2012 r. Centrum zawarło trzy umowy na realizację projektu, ale nie udało się podpisać czwartej – z punktu widzenia działania systemu – najważniejszej. Jej elementem jest tak zwana szyna usług, czyli w największym uproszczeniu: element, który spaja wszystkie pozostałe.
Dlaczego nie podpisano czwartej umowy? Bo ktoś zapomniał przetłumaczyć jednego z dokumentów na język polski. Niby niewiele, a jednak po kontroli postępowania prezes Urzędu Zamówień Publicznych stwierdził nieprawidłowości. Krajowa Izba Odwoławcza w maju 2012 r. nakazała powtórzenie postępowania, ale skutki błędu urzędników okazały się początkiem nieszczęść.
Chodzi o to, że wykonawcy trzech podpisanych umów przez ponad rok pracowali nad różnymi częściami projektu. Skoro nie było wykonawcy tzw. szyny, nie było możliwości skutecznego koordynowania prac w zakresie podsystemów. Co za tym idzie, rozpoczęły się opóźnienia, które trwają do dziś.
Rozstrzygnęli przetarg
Trzeba więc było rozpisać nowy przetarg i wybrać kolejnego wykonawcę. Pojawiły się protesty, bo ci, którzy nie wygrali, uważali, że wygrać powinni, i wszystko zakończyło się dopiero 31 lipca 2013 roku.
CSIOZ zawarło umowę na realizację podsystemu „Szyna usług”. Już wtedy było wiadomo, że nikt nie wyrobi się do kwietnia 2014 roku, więc termin realizacji projektu przesunięto na maj 2015. Problem w tym, że ci, którzy wygrali przetarg, a inaczej ujmując rzecz, ktoś ich ofertę sprawdził, zaakceptował i uznał, że są odpowiedni, okazali się nieodpowiedni i w listopadzie 2014 roku odstąpili od realizacji umowy.
CSIOZ naliczyło spółce karę umowną, czyli prawie 10 milionów złotych. Cóż z tego, kiedy na kilka miesięcy przed planowanym zakończeniem prac nie było ani działającej „Szyny” ani też firmy, która mogłaby ją dokończyć.
Ekspresowe tempo i wielkie wydatki
W listopadzie 2014 r. CSIOZ wszczęło postępowanie przetargowe w trybie negocjacji, czyli bez ogłaszania przetargu, na który nie było już czasu. Tu niespodzianka, bo choć wcześniej firmy walczyły o pracę przy realizacji tego projektu, to teraz ofertę złożyło tylko jedno konsorcjum i to nie była tania oferta. CSIOZ miało na te cel przeznaczonych 10 milionów, a przyszli wykonawcy zażyczyli sobie prawie 90. CSIOZ postawione pod ścianą musiało się zgodzić, potrzebowało jedynie dobrodzieja, którym okazał się minister finansów.
Minister Zdrowia w piśmie z 23 stycznia 2015 r., zwrócił się do Ministerstwa Finansów o 74 miliony na kontynuację Projektu P1 i 26 stycznia te pieniądze dostał – wynika z raportu NIK. To pokazuje, że sprawy potoczyły się wyjątkowo szybko.
– Decyzja była taka, że trzeba pełen zakres funkcjonalny systemu P1 uruchomić w tym roku, ze względu na to, że znaczna część środków na ten cel pochodzi z Unii Europejskiej, które trzeba rozliczyć do końca tego roku. Gdybyśmy tego nie zrobili, istniało ryzyko nierozliczenia dotacji i zwrotu środków europejskich – mówi Marcin Węgrzyniak z CSIOZ i dodaje, że i tak wyłożenie pieniędzy z budżetu kosztuje mniej niż ewentualne zabranie dotacji.
Przypomnijmy, cały system w pierwotnej wersji miał kosztować ponad 700 mln zł, a pieniądze unijne to ponad 600 mln. Warto jednak zaznaczyć, że przy terminowej realizacji projektu, czyli bez urzędniczych błędów, w budżecie zostałoby prawie 80 milionów złotych.
Dodajmy jeszcze, że data realizacji brakującego elementu systemu została przesunięta i termin jej oddania to 15 grudnia 2015 roku. Czy to oznacza koniec problemów? Tego niestety pewnym być nie można. Nawet najmniejszy poślizg w pracach może oznaczać po pierwsze, że zapłaciliśmy kilkadziesiąt milionów za pośpiech, który wcale nie był potrzebny. Po drugie, że unijne środki są zagrożone.
– Monitorujemy postępy prac i choć są procedury na czarny scenariusz, to jesteśmy pewni, że wszystko zostanie ukończone do końca roku – mówi Węgrzyniak i zapowiada, że od początku listopada ruszy e-konto i specjalny portal informacyjny Ministerstwa Zdrowia.
E-konto na razie będzie dobrowolne, czyli każdy będzie mógł założyć sobie profil, a lekarz będzie mógł uzupełniać go o historię naszej choroby. Dzięki temu kolejni lekarze, do których trafimy, będą mieli w nią wgląd.
Kolejne etapy, kolejne opóźnienia
CSIOZ zapewnia, że w 2016 roku zostaną uruchomione kolejne możliwości systemu: e-recepta i e-skierowanie. Problem w tym, że choć Ministerstwo Zdrowia od miesięcy zapewnia, że wszystko idzie w dobrym kierunku, samo nie wydało aktów prawnych, które umożliwią wprowadzenie tego systemu. Dodajmy, że od wielu lat wiadomo, że zmiany w prawie są potrzebne, ale nadal nie udało się ich wprowadzić w życie.
Pingback: cyfryzacja jest OK | Biurko przeciwpancerne